Tej góry nie planowałam w tym dniu, ale Pan którego poznałam pod Waligórą podpowiedział mi, że Chełmiec mam po drodze, szlak jest bardzo prosty i raz dwa sobie zdobędę jeszcze jedną górkę w jednym dniu (planowałam 3, ale wyszły 4).
Zaczęłam od zaparkowania samochodu w bardzo fajnym i darmowym miejscu w miejscowości Bogószów-Gorce. Od startu pogoda się pogorszyła i byłam zmuszona biec na Chełmiec w deszczu i burzy, no ale przynajmniej byłam szybsza bo było mi zimno! Zresztą w deszczu się fajnie biega! Ruszyłam wzdłuż zielonego szlaku i na Rosochatce odbiłam na żółty szlak (prawie się nie gubiąc przy tym).
To co na zawsze zapamiętam z Chełmca oprócz pogubionej drogi na rozstaju dróg to stada much, które były jeszcze bardziej natrętne niż muchy końskie w Beskidzie Niskim, na prawdę uprzykrzały życie!
Na Chełmcu schronisko aktualnie jest zamknięte, więc nie było mowy o dłuższej przerwie przy herbacie, trzeba było szybciutko przybijać pieczątkę, robić zdjęcia i lecieć na dół, w końcu w planach była na ten dzień jeszcze Ślęża!
Podsumowanie: 6,8 km +256m 52 min 28 s (Strava)